"Labirynt świata i raj serca" w Kopenhadze

 

Propozycję naszych przyjaciół z Brna, aby dzieło Jana Amosa Komenskiego uczynić kanwą dużego międzynarodowego przedsięwzięcia, przedłożyłem niezwłocznie z odpowiednim uzasadnieniem na forum IFIT-u. Pomysł spodobał się wszystkim, choć ostatecznie nie wszystkie zespoły stowarzyszone w owym czasie w Federacji przystąpiły do jego realizacji. Ważne okoliczności uniemożliwiły udział zespołom Teater 9 i Rajatablas, a także sprawiły, że już w trakcie przygotowań musiał wycofać się z projektu zespół z Mediolanu. Na szczęście, ich nieobecność nie przeszkodziła nam w doprowadzeniu przedsięwzięcia do skutku. Ważnym dla nas wsparciem okazało się przystąpienie do współpracy duńskiego Den Blaa Hest z Aarhus, a także podjęcie naszej inicjatywy przez znakomity walijski zespół Cardiff Laboratory Theatre. Do pełni szczęścia brakowało nam już tylko odpowiedniego producenta. Los sprawił, że Teatr 77 występował akurat w Kopenhadze, na tamtejszym Międzynarodowym Festiwalu Teatrów FOOLS. Korzystając ze sposobności, przedstawiłem nasze zamierzenie Trevorowi Daviesowi, dyrektorowi tegoż Festiwalu. Wydało mu się na tyle interesujące, że właściwie natychmiast zdecydował się objąć je swoim patronatem. I był to dla nas niezwykle szczęśliwy traf.

Trevor Davies postawił nam do dyspozycji całkiem przyzwoity budżet oraz wzmocnił nas organizacyjnie, włączając do przygotowań spory zastęp doświadczonych w zakresie rozmaitych umiejętności wolontariuszy, którzy wydatnie pomogli nam stworzyć zaplecze materiałowo-techniczne przedstawienia oraz wzięli na siebie mocno skomplikowaną logistykę całego przedsięwzięcia. Trevor Davies wyszukał również bardzo interesujące miejsce w Kopenhadze, gdzie mogliśmy spokojnie przygotować i zaprezentować projekt RAZEM (tak właśnie nazwaliśmy nasze przedsięwzięcie). Była to ogromna przestrzeń po nieczynnej od lat fabryce Velsevaerket. Opuszczone, zdewastowane hale, powybijane szyby, dziurawe dachy, smętnie zwisające z sufitów kable i jakieś resztki działających tu niegdyś urządzeń, zwały śmieci — krajobraz po bitwie. Ale właśnie taka przestrzeń bardzo nam odpowiadała. Była poniekąd symbolem apokalipsy, jaka może spotkać naszą cywilizację, jeśli jako ludzkość nie opamiętamy się w porę i nie poskromimy w sobie pseudodemiurgicznego złudzenia, że wszystko od nas zależy i wszystko nam wolno; dopóki nie przestaniemy żyć na oślep i nie „wrócimy wreszcie do domu serca swego” — jak mądrze radzi nam Jan Amos Komenski.

Davies zadbał także o szeroką promocję naszego projektu oraz zarekomendował go kilku innym międzynarodowym festiwalom w Europie, z którymi jego FOOLS utrzymywał bliskie kontakty. Czegóż więcej mogliśmy sobie życzyć? W tych okolicznościach mogliśmy cały swój czas i energię poświęcić na pracę nad samym przedstawieniem.

Na wstępie powołaliśmy Radę Programową projektu. W jej skład weszli liderzy zespołów realizujących projekt: Petr Oslzly i Peter Scherhaufer (Divadlo Husa na Provazku), Aleksander Jochwed (Den Blaa Hest), Richard Gough (Cardiff Laboratory Theatre) i ja — w imieniu Teatru 77. Oczywiście, ściśle współpracował z nami również Trevor Davies.

Przystępując do pracy nad scenariuszem, zgodziliśmy się, że świat od czasów Jana Amosa Komenskiego w gruncie rzeczy niewiele zmienił się na lepsze i nadal przypomina kręty i złowróżbny labirynt, w którym nieprzerwanie toczymy pomiędzy sobą coraz bardziej szalony wyścig, nie dbając ani trochę o to, co zostawimy po sobie przyszłym pokoleniom. Nasze przedstawienie nie powinno być zatem klasyczną inscenizacją dzieła wielkiego czeskiego moralisty, lecz raportem ze świata dostępnego naszej autopsji. Powinno być swoistym przeniesieniem metaforycznej podróży głównego protagonisty Jana Amosa Komenskiego, czyli postaci Pielgrzyma, ze świata wykreowanego przez autora, żyjącego kilkaset lat przed nami — w granice naszej rzeczywistości. Inaczej mówiąc, postanowiliśmy potraktować tekst Komenskiego jak kanwę dla naszej własnej opowieści o świecie realnie istniejącym, choć tak bardzo zgodnym z fantazją siedemnastowiecznego autora.

Nadając naszemu przedstawieniu charakter synkretyczny, pragnęliśmy wyrazić przekonanie, że nasze życie i nasza historia są częścią wielkiej podróży ludzkości po odpowiedź na odwieczne pytania, które powtarzamy z pokolenia na pokolenie, nie zawsze dbając o to, by spojrzeć za siebie i sprawdzić, jak na te pytania odpowiedzieli nasi ojcowie i dziadowie. Uzgodniliśmy też, że każdy zespół wybierze sobie z dzieła Komenskiego jakiś szczególnie inspirujący go rozdział i uczyni go tłem dla własnego raportu o rzeczywistości.

Zestrojenia poszczególnych „raportów” w dramaturgicznie spójną całość podjął się Peter Scherhaufer. Nie miał łatwego zadania, albowiem musiał nie tylko utrzymać naszą opowieść w karbach klarownej korespondencji z dziełem Jana Amosa Komenskiego, ale również uzgodnić ze sobą różnorodne poetyki, jakimi posłużyły się w tworzeniu swoich „segmentów labiryntu” poszczególne zespoły. Peter był pomysłowym i bardzo doświadczonym reżyserem, a ponadto miał już za sobą dwie wcześniejsze realizacje Labiryntu świata i raju serca, więc z powierzonego mu zadania wywiązał się znakomicie.

Nie sposób w tym krótkim wspomnieniu zająć się bardziej szczegółowym opisem teatralnej strony projektu RAZEM, wspomnę więc tylko, że niektóre partie naszego przedstawienia prezentowane były symultanicznie, zaś publiczność wędrowała wspólnie z Pielgrzymem i prowadzącymi go postaciami Omama i Wszędobyła przez labirynt rozpościerający się niemal na całym obszarze byłej fabryki, podejmując co pewien czas wyznaczone jej przez nas zadania (np. poddając się nieco żartobliwej, ale bardzo stanowczo przeprowadzonej kontroli paszportowej). Właściwie można by powiedzieć, że publiczność pełniła w naszym projekcie rolę zbiorowego Pielgrzyma, co notabene sprawiało jej widoczną satysfakcję.

Dwadzieścia dwa przedstawienia Labiryntu świata i raju serca w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego FOOLS w Kopenhadze obejrzało prawie dziewięć tysięcy osób. Nie żałowano nam podziękowań i gratulacji. Przeczytaliśmy o naszej pracy wiele wspaniałych recenzji, jakie pojawiły się w prasie nie tylko duńskiej, ale również szwedzkiej. O naszym przedsięwzięciu głośno było także w innych mediach, a zwłaszcza w telewizji duńskiej. Był to niezaprzeczalnie poważny sukces. Niestety, nie wszędzie spotkały nas pochwały. Przykładowo powiem, że bardzo krytycznie ocenili wkład Teatru 77 we wspólne dzieło pracownicy polskiej ambasady w Kopenhadze, przesyłając do kraju „gniewne” sprawozdanie, które sprawiło nam niedługo potem wiele poważnych kłopotów. Pracowników ambasady nadzwyczajnie zbulwersował raport Teatru 77, w którym, nie bacząc na konsekwencje, przedstawiliśmy z całą otwartością imperialny charakter Konferencji w Jałcie, określając gwałt zadany na niej Polakom mianem czwartego rozbioru Polski. Oczywiście, że nasz „całkowicie nieodpowiedzialny politycznie wygłup” sprawić musiał też trochę kłopotów przyjaciołom z Divadlo Husa na Provazku. Na szczęście, sankcje, które ich spotkały, nie były tak drastyczne jak te, które dotknęły Teatr 77. W każdym razie, to jeszcze bardziej umocniło nasze więzi.

Niemal natychmiast po zakończeniu projektu RAZEM, zaczęliśmy z przyjaciółmi z Brna rozważać, co mogłoby być naszym następnym wspólnym przedsięwzięciem. Odpowiedź znaleźliśmy, dokonując gruntownego podsumowania doświadczeń, jakie zebraliśmy w trakcie realizacji projektu RAZEM. Wspominając zwłaszcza, ile rozmaitych przeszkód musieliśmy pokonać, żeby doprowadzić do skutku nasze przedsięwzięcie, uświadomiliśmy sobie raptem, jak bardzo autobiograficzna była nasza kopenhaska wypowiedź — jakże głęboko tkwiliśmy sami w objęciach Labiryntu, który przedstawiliśmy na festiwalu w stolicy Danii. I nagle całkiem proroczo zabrzmiał nam tytuł, jaki nadaliśmy projektowi. RAZEM... Wszak był on czystą prowokacją! Owszem, poszczególne nasze raporty złożyły się na wspólną rzeczywistość Labiryntu i w tym sensie stanowiliśmy jedność, ale w gruncie rzeczy istnieliśmy w nim osobno, uwikłani w cały szereg niebezpiecznych podziałów, zmuszających nas do rozmaitych konfrontacji, które zdrowo czującym i myślącym mieszkańcom Europy nie mogły sprawiać żadnej satysfakcji. Hasło „RAZEM” w kontekście projektu zrealizowanego w 1983 roku w Kopenhadze, było pełne przekory i autoironii. Ujrzeliśmy w nim przysłowiowy nomen omen. W ten sposób doszliśmy do wniosku, że w następnej wspólnej wypowiedzi powinniśmy spróbować wypełnić je zdecydowanie pozytywną treścią.



KLIKNIJ i CZYTAJ

kolejny fragment książki Zdzisława Hejduka Moja podróż z Teatrem 77   






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz