La Biennale di Venezia (1975)

 

Oto, jak rekomendował Retrospektywę w programie festiwalowym La Biennale di Venezia jeden z najwybitniejszych krytyków francuskich, Bernard Dort:


Podczas ostatniego festiwalu w Nancy odkryliśmy Teatr 77 z Łodzi. Oprócz organizatorów nikt go nie znał. Wokół tego teatru nigdy nie było takiego rozgłosu i takiej legendy, jaki otaczał i od samego początku zapowiadał pewne spektakle festiwalu. Podejrzewano, że wielkim polskim spektaklem (Polska zawsze odgrywała w Nancy znaczącą rolę ) będzie Exodus Teatru Stu z Krakowa. Dwa lata wcześniej Stu prezentowało fascynujący Sennik polski, w którym wokół wielkiego stołu nieustannie rozkładanego i składanego, w strugach światła stroboskopowego i przy akompaniamencie gwałtownego staccato muzyki jazzowej, drwiono i szydzono — być może nawet w sposób nazbyt spektakularny — z wielkich, mitycznych postaci polskiego teatru i literatury. Jednakże, mimo tych pięknych obrazów rozpostartych na całej długości sali widowiskowej, a może właśnie za ich sprawą, Exodus rozczarowuje. Stało się tak, jak gdyby Stu dał się schwytać w swoją własną pułapkę: w Senniku polskim był krytyczny, w Exodusie pragnął być proroczy. Ale proroctwo, którego nie mogliśmy pojąć, ująć w słowa, rozmyło się w przedstawieniu, ulotniło w obrazach. Nic podobnego, jeśli idzie o Retrospektywę Teatru 77, która jest również swego rodzaju „sennikiem polskim”. Tym razem starano się nie tyle o tworzenie wyobrażeń, ile o odtwarzanie ich po to, aby później je zniszczyć i w konsekwencji postawić widzów wobec pytań. Bardziej niż o tworzenie widowiska teatralnego chodziło o grę, nieustanne poruszanie się między teatrem i rzeczywistością, między wyobrażeniami a społecznością, która je stworzyła, między spektaklem i widzem. Wprowadzenie do Retrospektywy: posługiwanie się w dyskusji tekstem Gombrowicza przetłumaczonym na francuski stwarzało niepokój, domagało się udziału wszystkich. I pokonywanie dużych odcinków na piechotę, czego wymagano od nas, w sposób najuprzejmiejszy na świecie, korytarzami i schodami Domu Młodzieży i Kultury Saint Ipvre (stara dzielnica Nancy, blisko centrum, zamieszkana w połowie przez przybyszów z Afryki Północnej i innych emigrantów, gdzie kus-kus stawia się obok specjałów Loreny), nie miało w sobie nic specjalnie pociągającego. Krótko mówiąc, było to przejście między Scyllą a Charybdą, coś między wieczornym spacerem a happeningiem. Ale w drugiej sali, podczas zwiedzania owej Retrospektywy – ekspozycji „figur woskowych”, w której legendarne postaci mieszały się z rzeczywistymi bohaterami i antybohaterami polskiej przeszłości i współczesności — następuje rzecz nieoczekiwana. Wyobrażenia, sny polskie, które oglądamy, ujęte w pozy manekinów, są proste i zaskakujące. Jednak te obrazy nie składają się na harmonijną całość: one kłócą się ze sobą, jedne niweczą drugie. Podążanie przez polską przeszłość ostatnich trzydziestu lat szlakiem, jaki wyznaczają nam te obrazy i ich metamorfozy, stwarza możliwość dokonania wyboru, odpowiedzenia na Gombrowiczowską propozycję „odrzucenia przeszłości”. Ale dokonując wyboru, nie uzyskujemy nic, czego byśmy się mogli spodziewać: ani drogi rozkoszy, ani drogi cierpienia. Jedynie jakieś następstwo — przeciwieństw, postaci, które gwałtownie łączą się i spajają, słów, które powracają w przemówieniu, po tym jak zostają uwolnione pośród błysków i wrzawy, aktorów, którzy poszukują swoich ról, odnajdują je i w tym samym czasie czują się z nich ogołoceni. W końcu wszystkie te obrazy, wszystkie te unicestwione gesty płyną w kierunku widza. Nie ma odpowiedzi, pojawiają się jedynie kolejne pytania. Dobrze, że tym, kto ma na nie odpowiedzieć, jest sam widz. Teatr pozbawił nas złudzeń, postawił w obliczu pustki. Bez litości obnażył sprawę „posłannictwa” narodu polskiego. Nie ma żadnego odwoływania się do wyższej instancji — Boga, diabła, absurdu lub sztuki”.


Po trzecim przedstawieniu Retrospektywy, 27 września 1975 roku odbyła się konferencja prasowa Teatru 77. Poprowadził ją jeden z dyrektorów La Biennale di Venezia, Paolo Radaelli, wspólnie z Bogdanem Lew-Jędrzejowskim, dyrektorem Światowego Festiwalu Teatru w Nancy, który dokonał krótkiego wprowadzenia do konferencji. Oto fragmenty tego wystąpienia: 


Pozwólcie przedstawić ten zespół, który moim zdaniem jest rzeczywiście w chwili obecnej zespołem mającym istotne znaczenie w teatrze światowym. Pragnąłbym powiedzieć najpierw kilka słów na temat ogólnej sytuacji teatru w Polsce, a zwłaszcza w krajach socjalistycznych — ponieważ te informacje wydają się mieć kapitalne znaczenie w momencie otwarcia dyskusji na temat Teatru 77.

Sytuację teatru w Polsce po wojnie cechuje dążenie do znalezienia swoistej formy sztuki proletariackiej, inspirowane przez władze polityczne. Mówię o okresie powojennym, ponieważ Polska socjalistyczna — to etap rzeczywiście nowy. Nie będę tutaj mówił o teatrze zawodowym w Polsce , który jest takim, jakim go tradycyjnie oczekuje się i który przypomina to, co można było obejrzeć przed 15, 20 laty we Francji, RFN, Włoszech i innych krajach europejskich.

Zaręczam, że konsekwentnie trzymam się drogi wytyczonej przez Festiwal w Nancy, właściwie od początku zmierzającej do odkrywania w teatrze sił, które mogłyby go odnowić, zmodyfikować sposoby komunikacji międzyludzkiej drogą teatru, które w nim istotnie coś zmodyfikowały.

Dzisiaj wiemy, że to właśnie studencki ruch teatralny jest tym fenomenem i nawet zaczyna to odkrywać aktualnie szeroka publiczność. On to rzeczywiście odegrał przed 10 laty rolę absolutnie fundamentalną w modyfikacji teatru na skalę światową. Chciałbym przez to powiedzieć, że jeszcze na długo przed Ameryką Łacińska i Europą Zachodnią teatry studenckie krajów socjalistycznych podjęły twórczą polemikę z teatrem zinstytucjonalizowanym, a także przyczyniły się w pewnej mierze do odnowy haseł społeczno-politycznych w swych krajach (…)

Chciałbym powiedzieć teraz o instytucji w Polsce, która nazywa się — Socjalistyczny Związek Studentów Polskich. Jest to instytucja, która nie posiada na Zachodzie absolutnie żadnego odpowiednika. Jest to instytucja, która o własnych siłach, własnymi środkami, niezwykle dynamicznie i odważnie przeciwstawiła się pewnym tendencjom statycznym, które hamują rozwój kreacji artystycznej w Polsce i co więcej — tendencje te częściowo przemogła. SZSP jest organizacją równie silną w zakresie mecenatu nad teatrem — mówię to z całym przekonaniem i myślę, że mogę to powiedzieć, ponieważ mówię to z zewnątrz — jak i Ministerstwo Kultury i Sztuki w Polsce (…)

Ten Socjalistyczny Związek Studentów Polskich był na przestrzeni ostatnich 15 lat promotorem największej liczby nowości w zakresie teatru, umożliwił powstanie wielu ciekawych zespołów teatralnych, a także przyczynił się do rozwoju innych dziedzin twórczości artystycznej w Polsce (…)

Tak więc to właśnie w Polsce należy szukać początków szerokiego dziś ruchu na rzecz odnowy i zdynamizowania kultury. Twórcami tego ruchu byli w istocie rzeczy ludzie, którzy związali się programowo z socjalizmem. Ludzie ci swoją działalnością, swoją pracą i protestem przeciwko wszelkim wadliwym przejawom realizacji socjalizmu, nie tylko krytykowali rzeczywistość, ale próbowali ją przede wszystkim doskonalić.

Teatr 77 jest zespołem, który my sami odkryliśmy przed kilku laty. Osobiście miałem okazję po raz pierwszy widzieć ich spektakl parę lat temu. Była to Pasja II.

Wówczas już Teatr 77 wydał mi się niezwykle ważnym zjawiskiem, zarówno w skali ogólnopolskiej, jak i też w skali teatru w ogóle, ponieważ program tej grupy przejawił się w sposób całkowicie nowy i oryginalny.

Nie ulega wątpliwości, że od kilku lat przeżywamy kryzys, żyjemy w marazmie teatralnym; mówiąc te słowa, przyznaję szczerze, że sam nie bardzo wiem, w jakim miejscu jesteśmy i co należy zrobić, żeby się z tego otrząsnąć. Dlatego też tak niezwykle ważną wydaje mi się praca Teatru 77 z Łodzi, podobnie jak działalność Teatru STU ­również z Polski, które to grupy stawiają najważniejsze pytania naszej epoki.

Teatr STU posługuje się środkami, które są bardziej liturgi­czne, trochę z pogranicza eschatologii, która wywodzi się jednocześnie ze źródeł kulturowych wielkiego romantyzmu polskiego, jak i też doświadczeń Polski socjalistycznej. Teatr STU w swej działalności rozpościera przed młodym pokoleniem wymarzoną wizję przyszłej Polski, próbując obudzić w nim optymizm, podczas gdy Teatr 77 wydaje mi się czymś zgoła przeciwnym.

Zespół Teatru 77 nie przeciwstawia się teatrowi jako takiemu, bo przecież oni sami używają go z powodzeniem jako narzędzia ekspresji i to ekspresji znaczącej, działającej - lecz próbuje wyzwolić się od balastu tradycyjnej formy i liturgii, które przyczyniły się do zahamowania rozwoju polskiej kultury i które, być może, spowodowały tyle tragedii w polskiej historii. Jest to teatr, który ma odwagę - a trzeba tu powiedzieć, że nie jest to wcale takie łatwe ­- postawić publiczność wobec konieczności wzięcia na siebie odpowiedzialności, zmusić ją do mówienia i aktywności, a nawet spowodować włączenie się organów władzy do tej dyskusji. I to, co jest szczególnie ważne — to, że teatr ten nie jest absolutnie teatrem eksportowym, proszę mi wybaczyć, ale nie jest to teatr Grotowskiego, który być może jest przykładem ekspresji bardziej uniwersalnej i bardziej trafiającej do szerokiej publiczności niezależnie od jej przynależności politycznej.

Teatr 77 jest autentycznie szczery i odważny i być może jest to pierwszy wreszcie przypadek, kiedy jakaś grupa z kraju socjalistycznego ośmiela się tutaj, na Za­chodzie, powiedzieć jakie są rzeczywiste problemy socjalizmu i zrobić to jednocześnie z troską o jego przyszłość.

Nie chciałbym zanadto rozwlekać tego wprowadzenia, gdyż wyda­je mi się znacznie ważniejsze posłuchać ich samych i podyskuto­wać z nimi...”


*

Fragment konferencji prasowej Teatru 77. Na pytania dziennikarzy i publiczności w imieniu zespołu odpowiadałem osobiście:


Podkreślił Pan w swojej wypowiedzi konieczność stałego sporu z waszą publicznością. Czy chodzi o względy ideologiczne ?

Jeżeli mówiłem o sporze z naszą publicznością - to prze­de wszystkim miałem na myśli konieczność ciągłego sporu z jej wygodnym „kibicowaniem”, brakiem zdecydowanej aktywności społeczno­-politycznej w ramach systemu, w którym funkcjonujemy jako społeczeństwo.

Więc jak pan rozumie tę wygodę?

Rozumiem ją jako niechęć do stawiania sobie i innym trudnych pytań. Z wygodą kojarzy mi się bezideowa konsumpcja, oportunistyczne mieszczenie się w granicach tego, co jest, a przecież dzisiejszy obraz Polski nie jest obrazem satysfakcjonującym większość obywateli PRL. Dlatego należy odważnie i szczerze zmierzyć się z pytaniem, czy dzisiejsza niewydolność umowy społecznej jest wynikiem wadliwej koncepcji ustroju, czy też ustrój jest zdrowy, a więc i reformowalny, ale to my, jako szeregowi obywatele zawodzimy — żyjąc egoistycznie, postępując w duchu dawnych nawyków i przyzwyczajeń, nie stawiając ani sobie, ani swemu otoczeniu wymagań zgodnych z założeniami ustroju, który ma to do siebie, że wyrodnieje, jeśli się go stale nie kontroluje. Pełniej na ten temat wypowiedzieliśmy się w przedstawieniu Pasja II.

Czy chodzi o konflikt pokoleń?

Prawdę mówiąc - zgadzamy się niejednokrotnie z ludźmi, którzy mają od nas kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat więcej, zaś nie zgadzamy się często z tymi, którzy są od nas o dziesięć lat młodsi. Nie kwestionuję roli doświadczeń, ale wydaje mi się, że nawet najtrudniejsze doświadczenia z jednej strony, czy brak doświadczeń z dru­giej - nie tłumaczą, nie usprawiedliwiają bierności, czy konformizmu. Chodzi mi o postawę otwartą i taką właśnie postulujemy w swej działalności...

Czy między ideologią socjalizmu a waszą praktyką istnieją jakieś zasadnicze rozdźwięki?

Już powiedziałem, że nie traktujemy socjalizmu jako malowniczej, sielankowej perspektywy, którą wystarczy raz osiągnąć, by móc już później wygodnie konsumować ją, bez konieczności ciągłego mierzenia się z sobą i sporu z osiągniętym stanem rozwoju społeczeństwa. Może właściwiej byłoby użyć tu zamiast terminu „spór” słowa „dialog”…

Czy istnieje jakaś rywalizacja pomiędzy wami a Grotowskim? [Pytanie to stale powtarzało się w Wenecji — Z.H.]

Nie...

Chciałbym, żeby jednak powiedział Pan nam na ten temat coś więcej. Gdyby dwie tak różne propozycje przybyły z kraju kapitalistycznego, nie byłoby w tym nic zaskakują­cego, ale ponieważ przybywacie z Polski... Czy rzeczywiście Grotowski jest kwiatem na kożuchu waszej codzienności i czy w fakcie, że przebywa on 10 na 12 miesięcy w roku za granicą - kryje się coś specjalnego?

Myślę, że sytuacja Grotowskiego w Polsce uległa wyraźnej przemianie na przestrzeni ostatnich lat. Został on generalnie zaakceptowany i sporo ludzi odnosi się dzisiaj do jego pracy z należnym jej szacunkiem. My także szanujemy tę działalność oraz śledzimy z uwagą jej przebieg, ale przyjechaliśmy tu do was mówić o swoich sprawach, nie zaś o Grotowskim. Zresztą tak się składa, że jeszcze przez niemal dwa miesiące będziecie mieli Państwo okazję rozmawiać o sytuacji Grotowskiego bezpośrednio z Grotowskim... Wolałbym także pozostawić do waszej oceny porównanie naszych propozycji. Powiem jedynie, że nas interesuje bardziej polityka. Może jest to kwestia różnych doświadczeń, ale sądzimy, że dzisiaj ważniejszą sprawą jest obecność w rzeczywistym strumieniu życia społeczno-politycznego w Polsce, aniżeli poszukiwanie człowieka w innych wymiarach...

Czy wasze zainteresowanie polityką odnosi się jedynie do życia w Polsce?

Nie. Nie można o polityce myśleć partykularnie...

Czy wasze poglądy i postawę można określić jako rewolucyjne ?

Nie chciałbym tu wdawać się w spory doktrynalne na temat rewolucji. Nie podam więc żadnej definicji. Powiem jedynie, że dla mnie rewolucja nie jest jednorazowym, burzliwym aktem przekreślenia starego porządku przez nową, sprawiedliwszą ideę, ale jest to dynamiczny i długofalowy proces budowania nowej świadomości, który na całej swej przestrzeni nie jest pozbawiony cierni… Toteż, jeśli chcecie Państwo nazywać nasze wysiłki na rzecz doskonalenia rzeczywistości, w jakiej przyszło nam żyć — rewolucyjnymi, nie mam nic przeciwko temu.

Jest pewna różnica między Waszym doświadczeniem w zakresie rewolucji a naszym rozumieniem tego terminu...Co o tym sądzisz?

Nie przywieźliśmy Wam tu żadnej recepty na rewolucję. Jeśli marzy Wam się rewolucja, musicie sami określić jej formułę. My możemy jedynie powiadomić Was o własnych doświadczeniach związanych z tym tematem i w żadnym wypadku nie chcielibyśmy nadużywać Waszej gościnności

Jak powstała Wasza propozycja ? Czy jest ona pracą zbiorową?

To złożony problem. Oczywiście, jak w każdej grupie, tak i u nas można z łatwością wykryć różnice w stopniu aktywności i zarazem odpowiedzialności poszczególnych osób za obraz i rezultat działalności Teatru 77. To naturalne bo przecież różnimy się wiekiem, poziomem doświadczeń i umiejętności, a także temperamentem i wydolnością energetyczną. Ale warunkiem bezwzględnie koniecznym jest, aby wypowiedź, którą kształtujemy wspó1nie, choć każdy na miarę swych możliwości — była wspólną w płaszczyźnie ideowej i co ważniejsze, aby każdy z nas, czyli członków Teatru 77, traktował .ją w swoim życiu osobistym, pozateatralnym — jako drogowskaz moralno-polityczny. Abyśmy prywatnie, na co dzień, starali się być z nią tożsami. To bardzo trudne zadanie i nie ukrywam, że mamy sporo trudności z realizacją tegoż imperatywu...

A co z teatrem?

Pracę nad osiągnięciem tożsamości własnego codziennego życia z programem, który realizujemy jako zespół Teatru 77, uważam obecnie za zadanie ważniejsze od rozwinięcia siebie do miary najwspanialszego nawet teatralnego medium, co oczywiście nie jest równoznaczne z lekceważeniem przez nas treningu w służbie samego teatru. Po prostu inaczej stawiamy akcent i mówimy, że bardziej zależy nam na stwarzaniu siebie poprzez teatr, aniżeli teatru poprzez siebie, co i tak — moim zdaniem — nie krzywdzi teatru jako instrumentu, którym się posługujemy.

Podoba mi się wasze stanowisko, ale czy właśnie w ten sposób chciałby pan wytłumaczyć pewne niedoskonałości techniczne waszego spektaklu ?

Nie. Z całą pewnością można by lepiej zrealizować Retrospektywę. W każdym razie nie zgadzam się z opinią, że w naszej działalności zbyt mało uwagi poświęcamy teatralnej stronie swych wypowiedzi. Wręcz przeciwnie — uważam, że przeoczenie naszego wkładu w dziedzinę rozwoju samego teatru jest wynikiem zbyt tradycyjnego nastawienia wielu naszych odbiorców, którzy teatr zwykli upatrywać wyłącznie na obszarze sceny, zapominając o tym, że rodzi się on przecież pomiędzy żywymi ludźmi — a więc pomiędzy nimi i nami. W akcie wzajemnej współpracy na obszarze teatru, którą konsekwentnie próbujemy rozwijać w naszych wypowiedziach dostrzegamy bowiem szansę na przedłużenie porozumienia z teatru — na rzeczywistość pozateatralną. Szkoda, że autorzy tych pochopnych — moim zdaniem — opinii nie pojmują paradoksu, że hasło „w stronę nie-teatru” jak najlepiej właśnie służy teatrowi...”


*

Fragmenty recenzji poświęconych przez prasę włoską Retrospektywie:


Odważny i szorstki spektakl, który z pewnością nie mieści się w konwencji współczesnej polskiej sztuki teatralnej, lecz jest dokumentem autentycznych poszukiwań najbardziej przejrzystej polskiej drogi do socjalizmu...” (Roberto De Monticelli, „Corriere della Sera”, 28 września 1975)


W oczekiwaniu na Grotowskiego i jego Apocalipsis cum figuris wzięliśmy udział w ramach Biennale w czymś całkowicie od­miennym i nieoczekiwanym; w spektaklu podejmującym najbardziej ak­tualne problemy polityczne Polski. [...]

Odważna wypowiedź, która nie waha się wejść w obszar moralistyki; która z nadzieją zwraca się do człowieka, apelując o jego aktywność polityczną. [...]

Wydaje się, że lepiej byłoby, gdyby Biennale bardziej zajęło się konfrontacją idei, aniżeli rozwijaniem „duchowych ćwiczeń”. (Aggeo Savioli, „L’Unità”, 27 września 1975)



KLIKNIJ i CZYTAJ

kolejny fragment książki Zdzisława Hejduka Moja podróż z Teatrem 77     






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz